Geoblog.pl    Jouka    Podróże    Tanzania i Kenia. Hakuna matata!    Ekspresem do Kenii
Zwiń mapę
2010
22
wrz

Ekspresem do Kenii

 
Tanzania
Tanzania, Tanga
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8702 km
 
Zebraliśmy się powolutku i wypoczęci oraz gotowi na nową przygodę wyszliśmy na ulicę – biuro autobusowe mieliśmy tuż obok. Usiedliśmy w poczekalni, wyglądającej jak jakaś szopa i uzbroiliśmy się w cierpliwość. Obserwowaliśmy tutejszą ludność, a oni nas. Z wielkimi tobołami, baniakami i worami oczekiwali na swój autobus. Lubiłam się przyglądać kobiecym strojom. O ile mężczyźni w większości wyglądali jakoś niechlujnie (mimo spodni w niby kancik i koszuli z guzikami), tak kobiety wyglądały naprawdę egzotycznie.

Wszystkie – a przynajmniej ogromna większość – ubrana była w kangi, czyli duże, kolorowe chusty typowe dla wschodniej części Afryki. Jedna kanga omotana jako spódnica, a druga kanga jako chusta zakrywała głowę. Czasami taką chustę zawiązywały na głowie tworząc wielki kolorowy turban. Czasami zakładały ją jako sukienkę, a czasami robiły wielki rulon, aby podłożyć sobie pod ciężary noszone na głowie. Jeśli kobieta niosła dziecko, to z kangi robiła nosidło. Czasami – dla bezpieczeństwa i ochrony bobasa przed kurzem – owijała mu głowę drugą kangą. Chusty używały również jako "plecak" na zakupy tworząc na plecach tobołek. Poza tym kangę można użyć jako obrus, jako zasłonkę, jako kocyk – liczba zastosowań zależy od pomysłowości właścicielki. Kiedy ja zakupiłam kangę – używałam ją do ochrony rąk przed słońcem, owijałam się nią, kiedy było mi zimno lub kładłam na poduszkę, jeśli uważałam, że pościel jest wątpliwej czystości.

A cóż to jest ta kanga? Jest to kawał bawełnianego materiału z kolorowym nadrukiem. Przy czym, żeby ów kawał materiału był kangą musi spełniać kilka warunków. Materiał w kształcie prostokąta musi mieć obramowanie (pindo). Środek zarezerwowany jest na wzorzyste motywy (mji). Natomiast w dolnej części chusty musi być nadrukowany napis w suahili (jina) – czyli jakieś przysłowie, złota myśl lub przesłanie. Przyznam się szczerze, że nie widziałam dwóch takich samych kang!

Oprócz kang, niektóre kobiety muzułmańskie zakładają czarne, długie i zwiewne szaty bui-bui szczelnie zakrywające od stóp do czubka głowy. Zdarzają się też damy ubrane w śliczne, kolorowe sari. Mężczyzn z kolei widuje się czasami w długiej, białej "sukience" zwanej kanzu, a na głowach noszą misternie zdobione nakrycia zwane kofia. Z chust, które noszą i mężczyźni i kobiety należy wspomnieć o przewiewnym kikoi.

Poza powyższymi charakterystycznymi ubiorami większość mężczyzn zakłada jednak długie spodnie i koszule. T-shirty są właściwie rzadkością. Na głowie mają albo bejsbolówkę, albo czapkę kofia. Ubranie – z racji tego, że nie jest tam zbyt czysto – jest zazwyczaj mocno przykurzone, czasami brudne lub wyraźnie znoszone. Jednak nie bardzo rozumiem, dlaczego u większości jest ono jakby o dwa numery za duże… Raperska moda, czy co? Jedno, co mi się rzucało w oczy – wielu miało bardzo eleganckie i wypolerowane na wysoki połysk buty. Nawet jadąc z Saadani, na pace pick-upa siedzieliśmy z bosym, młodym człowiekiem, który pod pachą niósł nowiutkie, wypolerowane buty – chciał porządnie wyglądać w mieście.

Autobus spóźnił się około pół godziny. Pole pole – nie spieszyło mi się nigdzie, więc upajałam się tym afrykańskim nadmiarem czasu. Przysłowie mówi: "Europejczycy mają zegarki, a Afrykanie mają czas". Przyznam się szczerze, że było mi z tym bardzo dobrze – z chęcią oddam zegarek w zamian za nadmiar czasu!

Wreszcie w poczekalni poruszenie. Podjechał autobus, ale nie tutaj, gdzie miał podobno podjechać, tylko gdzieś ulicę dalej. Sprzedawca biletów zaprowadził nas tam. Otuliliśmy szczelnie plecaki w pokrowce i oddaliśmy je do ciasnego luku bagażowego pokrytego w środku kilkucentymetrową warstwą czerwonego piachu, po czym sami zajęliśmy miejsca w zielonym kolosie.
Kiedy wszystkim udało się już zająć miejsca, autobus ruszył powoli. Wyjeżdżaliśmy z miasta i bawiło mnie niezmiernie, kiedy wyskakiwałam z fotela przejeżdżając przez kolejny próg zwalniający. Siedzieliśmy niestety na kole i wyskakując po raz kolejny pod sufit na jakiejś dziurze ze śmiechem wydukałam, że to będzie ciężka podróż. Jeszcze wtedy nic nie wiedziałam o ekspresowych autobusach w Afryce…

Wyjechaliśmy poza miasto. Skończyły się budynki, skończył się asfalt, a samochody pojawiały się coraz rzadziej. W tym momencie w kierowcę wstąpił demon i zrozumiałam już skąd ta góra piachu w luku bagażowym!

Mknęliśmy do granicy z Kenią jak na rajdzie Paryż-Dakar. Mknęliśmy po czerwonej, ubitej drodze z kamieniami, dziurami i przechyłami, zupełnie nie zważając na uskoki w związku z budową drugiego "pasa" tej ziemistej "autostrady". W tym momencie wyskakiwanie z fotela przestało być zabawne i przybrało na sile do tego stopnia, że nie dałam rady usiedzieć w miejscu, nie trzymając się z całych sił zagłówka fotela przede mną. Kierowca zdawał się zapominać, że nie prowadzi terenówki 4x4, tylko kilkutonowy, wielki autobus, którego środek ciężkości jest umieszczony dużo wyżej. Jego noga spoczęła na pedale gazu i rzadko się stamtąd odrywała. Pasażerami z tyłu (między innymi nami) rzucało jak kartoflami, nawet od czasu do czasu ktoś spojrzał do przodu z lekkim niepokojem w oczach…

Ja miałam w oczach PRZERAŻENIE! Mój mózg generował obrazy wszelakich możliwych wypadków z naszym udziałem, wraz z wylotem z drogi, przewróceniem się pojazdu na jakieś kolczaste drzewa oraz długim i spektakularnym koziołkowaniem. Przy tej szybkości nie dawałam nam żadnych szans na przeżycie. "Oby nie zostać kaleką…" – przemknęło mi przez myśl. Po raz pierwszy zapragnęłam lecieć samolotem – nawet awionetką!

Kiedy wreszcie wyjechaliśmy na asfalt, przez chwilę wydawało mi się, że wreszcie trochę odpocznę od nadmiernego napięcia. Dopóki jechaliśmy pod górę – odpoczywałam. Jednak kiedy się wjeżdża na górę, to w końcu trzeba z niej zjechać… wtedy była to jazda bez trzymanki! Gaz do dechy, aby wesprzeć toczący się siłą rozpędu autobus! Myślę, że 120 km/h z górki to było minimum jakie osiągaliśmy. Trzymając się kurczowo fotela przede mną odmawiałam w kółko "zdrowaśki" – to jedyne, co w tej sytuacji przyszło mi do głowy, oprócz obmyślania w jaki sposób zginiemy w tym autobusie…

Jazda wydawała się być na granicy ryzyka, z którego sam kierowca jakby nie zdawał sobie sprawy, jakby zupełnie nie miał wyobraźni i nie umiał przewidzieć, że istnieją czynniki niezależne od niego. Stwierdziliśmy zgodnie, że mózg tego osobnika jeszcze nie wyewoluował, a my nie chcemy być tego ofiarami – wysiadamy na granicy, nawet kosztem nocowania tam!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (4)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Jouka
Joa^Krzul
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 175 komentarzy175 1340 zdjęć1340 1 plik multimedialny1