Geoblog.pl    Jouka    Podróże    Tanzania i Kenia. Hakuna matata!    <i>Dala-dala</i> w nieznane
Zwiń mapę
2010
21
wrz

Dala-dala w nieznane

 
Tanzania
Tanzania, Pangani
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8660 km
 
Obecnie celem naszym była miejscowość Pangani, skąd mogliśmy wsiąść w liczne dala-dala i dotrzeć do Tanga. Kierowca z bratem (po kij jechali we dwóch?) odwieźli nas do samego promu. Tam, po przeprawie przez rzekę jeden z pasażerów pick-upa naraił nam człowieka, który miał nas zaprowadzić na dworzec dala-dala. Przy okazji weszliśmy do banku wymienić trochę szylingów, bo po wycieczce do Saadani byliśmy spłukani. Tam kolejne formalności. Aby wymienić obcą walutę należało wypełnić długi formularz z podaniem wszystkich danych osobowych i numeru paszportu. Czy oni naprawdę gdzieś składują te wszystkie niepotrzebne świstki papieru?

W końcu dziadek zaprowadził nas na dworzec. Jakiś pojazd właśnie odjeżdżał i jego naganiacze dopadli nas, zabierając się już do pakowania naszych plecaków. Zerknęliśmy do wewnątrz – już był nadkomplet. Musielibyśmy stać lub siedzieć na dostawkach. Trudno opisać wyraz twarzy naganiacza, kiedy oznajmiliśmy mu, że poczekamy na następny busik… Było to dla niego jakieś niepojęte i przez chwilę stał bez ruchu z rozdziawionymi ustami. Załapał dopiero, kiedy zapakowaliśmy plecaki do innego busa. Tamci odjechali, my – zmęczeni i potłuczeni na pick-upie – czekaliśmy na odjazd.

Uiściliśmy przy okazji dziadkowi drobną opłatę za doprowadzenie na dworzec w wysokości 1000 szylingów, po czym dziadek mówi, że to za mało… Chce 2000. Chyba oszalał, skoro za bilet z Pangani do Tangi zapłaciliśmy za dwie osoby 3000 szylingów. My nie płacimy, dziadek nie ustępuje. Wsiadł nawet za nami do busika i siedzi. Naganiacz usiłuje nas dogadać, pyta w czym rzecz. Opowiadamy o co chodzi, lecz jego wyraz twarzy nic nie sugeruje – nie wiadomo czy zrozumiał w czym problem, jednak nie próbował nikogo do niczego przekonywać. Coś powiedział dziadkowi w suahili. Ten jeszcze chwilę siedział w busiku czekając na swoje dodatkowe ekstra 1000 szylingów, lecz w końcu dał za wygraną, pożegnał się i poszedł.

Nasza złość i oburzenie na całokształt opłat za wycieczkę do Saadani sięgała zenitu. Stawaliśmy się dla ludzi coraz bardziej niemili – było nam coraz bardziej wszystko jedno i nie chcieliśmy tracić bez sensu ani złamanego szylinga więcej. Każdy, kto tylko na nas dłużej spojrzał oceniany był jako potencjalny naciągacz.

Nie wiadomo też dlaczego przyczepiło się do nas wtedy dwóch facetów i usilnie chciało nam zareklamować cuda przyrody okolicy. Pokazywali nam ulotki i namawiali na wycieczkę. Dlaczego nie rozumieli, że skoro siedzimy w busiku, który za chwilę stąd odjedzie, to raczej nie skorzystamy z ich propozycji…? …?!...

Na szczęście na odjazd nie musieliśmy długo czekać. Co prawda nie zajmowaliśmy potem dwóch miejsc, które zajęliśmy na początku, lecz musieliśmy się solidnie skompresować, żeby na jednym siedzeniu obok zmieściły się jeszcze dwie osoby. Grunt, że nikt się przez nas nie przepychał.

Bez przygód po drodze oczywiście się nie obyło. Kiedy pakowali coś do bagażnika nasze bagaże cierpiały mocno, gdyż zazwyczaj bagażnik nie chciał się domknąć. Naganiacz tłukł klapą tak mocno i długo, dopóki haczyk w klapie nie zaskoczył. Ja miałam wrażenie, że po prostu jakaś część bagażu leży na haczyku, a on dopychaniem zaraz coś przetnie. Obawiałam się, że będzie to któryś z naszych plecaków… Za którymś razem kiedy po kilkunastu uderzaniach klapą, ta wreszcie zaskoczyła ruszyliśmy dalej. Ledwo kierowca dodał gazu, klapa puściła i nasze bagaże potoczyły się na drogę zostając daleko w tyle… Krzyk w samochodzie, cofamy, naganiacz zbiera, co wypadło, znów dopycha i jedziemy dalej. Jakie szczęście, że zakupiliśmy te pokrowce na plecaki!
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Jouka
Joa^Krzul
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 175 komentarzy175 1340 zdjęć1340 1 plik multimedialny1