Lot do Nairobi ciągnął się niesamowicie. Lecieliśmy kenijskimi liniami Kenya Airways pod patronatem holenderskich KLM. Przeraziłam się na początku bo ciągle nawalał system telewizorków. Skoro to nawala, to co jeszcze jest nie tak? Na szczęście standard nie odbiegał od innych przewoźników, a był nawet zdecydowanie lepszy niż rosyjski Aero Fłot! Jedzenie bez porównania smaczniejsze, a stewardzi zdecydowanie bardziej eleganccy. Poza tym wszystko dookoła nawiązywało wystrojem do kenijskich atrakcji, na przykład etniczne wzory na fotelach, reklama safari na ekranach, kocyk w odcieniach safari: zielono-brązowym, a na poduszkach i każdym cukrze, soli, pieprzu i innych dodatkach – wizerunki dzikich zwierząt Kenii.
Na kolację wzięłam ostatnie spaghetti z rivioli w sosie śmietanowym i druga połowa w sosie pomidorowym – obie połówki pyszniutkie! Krzulowi się trafiło mięcho z ryżem – też podobno dobre. Tu miałam nawet swoją ulubioną stewardessę. Miała przesympatyczną mordkę – notorycznie uśmiechniętą. W czasie lotu próbowałam spać, ale kiedy trzepały nami turbulencje to od razu się budziłam, więc niewiele mi się pospało. Lądowaliśmy w ciemnościach, skacząc co jakiś czas na chmurach. W dole czarno, nawet nie było na czym oka zawiesić, mimo, że przecież lądowaliśmy w stolicy. Jak na stolicę, to całkiem ciemne to miasto, chyba, że lotnisko było daleko. Zresztą jak się leciało, to cały kontynent był czarny. Nie było chmur, gdyż gdzieś tam udało się dostrzec jakąś małą, blado oświetloną osadę, ale poza tym NIC.
W Nairobi odczułam pierwsze uderzenie Afryki. Wydawało mi się, że główne lotnisko w stolicy Kenii będzie trzymało jakiś światowy standard, ale prezentowało się średnio. Jakkolwiek wydaje mi się, że mimo wszystko wyglądało nieco lepiej niż w Moskwie. Przynajmniej nie było zapchanych toalet. To znaczy były zapchane, ale ludźmi. Poza tym po ścianie wędrował karaluch.
Byłam strasznie zmęczona, a jak na złość krzesełka w poczekalni wymuszały pozycję siedzącą. Powykręcałam się niemiłosiernie, żeby przybrać pozycję chociaż na wpół leżącą i zasnęłam chyba na godzinę.