Na lotnisko w Warszawie jechaliśmy w wielkiej ulewie, co mnie wcale nie uspokajało. Na szczęście w chwili startu nieco się przejaśniło. Na szczęście również start, lot i lądowanie było wzorcowe i w miarę gładkie, więc nie nabawiłam się fobii na następne dwa loty.
Lecimy najpierw dwie godziny do Amsterdamu, potem 8,5 godziny do Nairobi, a potem jeszcze godzinę do Dar es Salaam. Uważam lądowanie w Nairobi za niepotrzebną stratę czasu - tym bardziej, że mamy czekać tam na kolejny samolot dodatkowe dwie godziny. Bezpośredni bilet do Nairobi był kilkaset złotych droższy niż docelowy do Dar es Saalam z międzylądowaniem w Nairobi, wobec tego niech już będzie to międzylądowanie...