Geoblog.pl    Jouka    Podróże    Peru. Od turystyki do magii.    Iquitosowskie ZOO i powrót do Limy
Zwiń mapę
2008
19
lis

Iquitosowskie ZOO i powrót do Limy

 
Peru
Peru, Lima
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 21296 km
 
Wreszcie nadszedł ranek. Żadnych węży, żadnych nietoperzy. Bardzo mnie to cieszyło. Z akomodacją oka ciągle miałam lekki problem, ale już się poprawiło. Wyspałam się, ale nadal nie mogłam uwierzyć, że większość z pamiętanych przeze mnie wydarzeń nie była prawdziwa... Zbieraliśmy się dość długo. Przepakowaliśmy bagaże, wymeldowaliśmy się z hotelu i pojechaliśmy do Żelaznego Domu na śniadanio-obiad. Krzul zamówił pizzę hawajską, którą trochę podziubałam od niego. Do tego świeży sok pomarańczowy - duża dawka witaminy C.

Ponieważ nasz samolot miał odlatywać dopiero późnym popołudniem, postanowiliśmy poprawić jakoś wrażenia po ostatnich wydarzeniach i pojechać do miejscowego ZOO. To był świetny pomysł! Przy zwierzakach rozkręciliśmy się i prawie zapomnieli jak niefajnie było jeszcze przedwczoraj. Spotkaliśmy mnóstwo jaguarów, kolorowe papugi, które i tutaj witały się chórem "Hola!", tapiry, kajmany, różne śmieszne małpki - w tym maleńką pigmejkę. Były kapibary (największe gryzonie świata), no i śmieszne mrówki, które ciągle przechodziły nam przez drogę niosąc różne pakuneczki. Ale hitem tej wyprawy był różowy delfin słodkowodny. Stanęliśmy przy basenie i szukamy. Przyszli do niego jacyś opiekunowie i zaczęli nawoływać machając nad wodą listkiem, który miał udawać rybkę. Delfin przypłynął. Próbowali sprowokować, żeby się wynurzył, ale delfin nie był głupi - co się będzie wynurzał do listka. Wpadło mi do głowy, żeby Krzul zapytał, czy można dotknąć delfina. Zgodzili się - mimo stojącej obok tabliczki z napisem "nie dotykać delfina". Pobiegłam szybko i przycupnęłam przy akwarium. Delfin wystawił długi ryjek nad powierzchnię wody. Pogłaskałam ten wystający ryjek. Był gładki z jakimiś pojedynczymi kłaczkami - jakby wąsikami. Pogłaskałam i pod ryjkiem. Po kilku razach delfin stwierdził, że jestem fajna i zaczął ponad taflę wystawiać brzuszek i płetwy. I tak przepływał co jakiś czas do góry brzuchem, żeby go pogłaskać. Wystawiał całą głowę, płetwy, wszystko co się tylko dało wystawić. Przypominał zachowaniem kotka, który się łasi. Delfin miał bardzo delikatny i mięciutki brzuszek. W sumie chyba bardzo mi zaufał, skoro ten delikatny brzuszek wystawił. Mogłabym tam jeszcze głaskać tego delfina długo, ale może nadużywam gościnności opiekunów? Kiedy odeszłam, to dopiero zauważyłam grupki gapiów, którzy zazdrośnie przyglądali się jak łasi się delfin - pewnie zastanawiali się co to za gringoska, której pozwolili macać delfina, skoro jest napis, że nie wolno?

Zaczynało się ściemniać, więc po obejściu ZOO złapaliśmy rikszę i pojechaliśmy z powrotem do Iquitos. Poprosiliśmy właściciela hostelu, żeby nam zamówił taksówkę w postaci prawdziwego samochodu - w końcu to nie taka prosta sprawa. Jednak ilość naszego bagażu wymagała czegoś większego niż motorek z naczepką...

Po dotarciu to Iquitos poszliśmy jeszcze pozwiedzać miasto i zrobić małe zakupki. Życie w centrum wydaje się być na poziomie - eleganckie budynki, mniej eleganckie sklepy, za to z naprawdę fajnymi letnimi ciuchami! Tam przez cały rok jest upał, zatem sprzedają tylko letnie ciuchy. Muszą je sobie jakoś urozmaicać, więc wybór letnich koszulek, bluzek, spódniczek i spodenek jest zadziwiający. We wszystkich fasonach i kolorach. W paski, w kropki, w ciapki. Z materiałów przewiewnych lub wyjątkowo przewiewnych. Do wyboru, do koloru. Dla wybrednych i tych mniej wybrednych. Ja oczywiście nabyłam dwie nowe letnie bluzeczki i ubolewałam, że tylko dwie. Jednak pieniądze się już kończyły, a ja na szczęście miałam "wstrzymywacza zakupów" w postaci Krzula.

W ścisłym centrum znajdowało się tradycyjnie Plaza de Armas z palmami. Przy placu stał Żelazny Dom Eiffla, który przywieziono w częściach statkami z Europy jeszcze w czasach świetności miasta i kauczukowych baronów. Bo trzeba przypomnieć, że Iquitos było kiedyś głównym eksporterem kauczuku. Dzięki niemu miasto rozrosło się do dzisiejszych rozmiarów. W każdym razie wspomniany Żelazny Dom jest dość niepozorny i gdybym wcześniej nie wiedziała, że mam tam takiego szukać, to nie zwróciłabym na niego szczególnej uwagi, mimo tego iż dwa razy posiłkowałam się w restauracji na żelaznym tarasie.

Przechadzając się po raz ostatni uliczkami miasta uświadomiliśmy sobie, że właściwie nie widać tutaj turystów. Jakiś jeden Biały młody człowiek przemknął obok nas, a poza tym sami tubylcy. I wydawało się, że aż tak często Białych się tam nie widuje, czego dowiodły jakieś dzieciaki, które na nasz widok z wrażenia spadły z hukiem z chodnika...

Po udanej przechadzce zwieńczonej udanymi zakupami wróciliśmy do hotelu i odjechaliśmy na lotnisko zamówionym wcześniej auto-taxi. Ciemność wisiała już nad miastem. Na lotnisku załatwiliśmy niezbędne formalności, opłaciliśmy podatek i trzeba było jeszcze się przebrać odpowiednio na warunki Limy. Wyjeżdżamy z tropików i jesteśmy ubrani niezwykle lekko - krótkie spodenki, cieniutkie koszulki. W Limie nie będzie zapewne już tak cieplutko...

Miałam rację. W Limie było 18 stopni Celsjusza, co po ostatnich temperaturach w Iquitos było naprawdę zimnem i porządnie zmarzłam, mimo polarka i długich spodni... Udaliśmy się do informacji turystycznej i zarezerwowaliśmy hotel w ekskluzywnej dzielnicy Miraflores. Chcieliśmy zwiedzić w końcu jakieś ładne miejsce w Limie, a poza tym chcieliśmy jeszcze znaleźć się nad oceanem. Problemem okazała się tylko cena dojazdu do tego miejsca. Ale nie chcąc ostatniej nocy w Peru spędzić w jakimś zapyziałym hoteliku postanowiliśmy zaszaleć i jechać renomowaną, bezpieczną, nocną taksówką z kierowcą w białej koszuli i pod krawatem. Droga, ale przynajmniej pewna firma.

Hotelik okazał się bardzo przyjemny. Dostaliśmy miły pokoik z chyba czteroosobowym (!!!) łóżkiem, elegancką, czystą łazienką z cieplutką wodą i wielkim telewizorem z DVD. Najgorsze było to, że ja nadal marzłam! Przyjemnie jednak było umyć się w ciepłej wodzie i skorzystać z czyściutkiego łóżka po sześciu dniach w dżungli. Szybko udało się zasnąć.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Jouka
Joa^Krzul
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 175 komentarzy175 1340 zdjęć1340 1 plik multimedialny1