Geoblog.pl    Jouka    Podróże    Peru. Od turystyki do magii.    Valle Sagrado de los Incas - Święta Dolina Inków
Zwiń mapę
2008
03
lis

Valle Sagrado de los Incas - Święta Dolina Inków

 
Peru
Peru, Cuzco
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 17689 km
 
Dziś załapaliśmy się na wycieczkę po Valle Sagrado de los Incas, czyli Świętej Dolinie Inków. Była to wycieczka objazdowa w poszukiwaniu ruin inkaskich, wyczerpująca ze względu na ciągłe wspinaczki po inkaskich tarasach uprawnych. Nasz szlak wiódł przez Pisaq, Urubambę, Ollantaytambo i Chinchero, z postojem na trasie przy jakimś targu, gdzie robiliśmy zdjęcia lamom, alpakom i uśmiechniętej pani, która po wszystkim zawołała o "propina, soles, plata'", pokazując przy tym palcami gest pieniężny zrozumiały w każdym miejscu świata. I takie akcje psują cały klimat podróży! Nie byłoby to takie oburzające, gdybyśmy wcześniej nie zapytali wprost o pozwolenie na filmowanie. Człowiek chce uwiecznić na filmie różne ciekawostki, a tu za zwykłe dla tubylców rzeczy wołają o zapłatę. O ile opłatę za fotografowanie człowieka jestem w stanie zrozumieć, tak fotografowanie zwierzęcia już nie. Jemu jest wszystko jedno. Przez to ciekawe miejsca robią się paskudnie komercyjne. Niestety całe Peru jest wyszkolone na pobieranie opłat za wszystko, a mimo to nadal się tu ludziom nie przelewa.

Wsiedliśmy do autobusu i wyruszyliśmy w kierunku pierwszej wioski o nazwie Pisaq. I tu, aby dotrzeć do ruin, musieliśmy przebyć niezliczoną ilość skalnych schodów w górę i w dół. Trochę zgłodniałam, więc skorzystałam z oferowanych na parkingu proponowanych przekąsek w postaci ogromnej gotowanej kolby kukurydzy. Indianka podała mi ją w liściu z dodatkiem sera andyjskiego o wyjątkowo słonym smaku. To chyba najlepsza kukurydza na świecie! Zresztą okolice Cuzco wraz z Valle Sagrado słyną z uprawy tego warzywa.

Zanim zdążyłam pochłonąć ową wielką kukurydzę dotarliśmy do ruin. Budowle stylem bardzo przypominały te w Machu Picchu, ale były w większym stadium rozkładu. Też była świątynia i obserwatorium astronomiczne, a z tego wszystkiego rozciągał się wspaniały widok na dolinę.

W drodze powrotnej do autobusu ozdobiłam swój kapelusz z Chile przepaską w tęczowych kolorach flagi Inków. Może od tej chwili z każdej podróży doczepię do kapelusza pamiątkę danego kraju i jak Jack Sparrow z "Piratów z Karaibów" będę nosiła wszystkie pamiątki świata na głowie? ;)

Nadszedł czas na obiad. Zatrzymaliśmy się w jakiejś restauracji w pobliskiej Urubambie. Przy dźwiękach peruwiańskiej kapeli zjedliśmy wybitnie (nie)peruwiańskie spaghetti bolognese, po czym wyruszyliśmy w dalszą drogę. Tym razem do Ollantaytambo, gdzie są słynne spichlerze wykute w skale, a na zboczu góry, według miejscowej legendy, widać profil pierwszego Inki. Stąd właśnie wyruszaliśmy pociągiem do Aguas Calientes przy wyprawie do Machu Picchu. Tym razem jednak udało nam się zwiedzić miasteczko dokładniej - szczególnie wysokie tarasy uprawne wraz z ruinami inkaskich budowli na ich szczycie. Po kolejnej ciężkiej wspinaczce po niezliczonych schodach z kamienia, mogliśmy z góry podziwiać panoramę na całe miasteczko i otaczającą je dolinę.

Następnym, ostatnim już miejscem, które mieliśmy tego dnia zwiedzić, była położona na wysokości 3800 m n.p.m. wioska Chinchero. Jechaliśmy długo, zaliczając po drodze opady śniegu i degustację miejscowego specyfiku na chorobę wysokościową na bazie alkoholu i jakiegoś świństwa (oczywiście z opcją zakupu). W końcu wysypaliśmy się z autobusu. Byliśmy po raz pierwszy na takiej wysokości. Jakieś ciemne chmury wisiały nad nami, poza tym powoli zapadał zmierzch. Powolutku, ale z dużym wysiłkiem zaczęliśmy się toczyć na główny plac przy tutejszym białym kościele. Po stylu budowli widać było wpływ konkwisty, jednak w środku narzucona przez Hiszpanów religia mieszała się z wierzeniami tutejszych ludzi. Figurki w dużej mierze nawiązywały do tradycji, na przykład święte postacie miały tradycyjne peruwiańskie stroje, a przy nich stały figurki zwierząt.

Na zewnątrz wybudowano wieżę z dzwonami i postawiono wielki krzyż. Przez plac kościelny Indianka pędziła do domu owce z pastwiska, a nieco dalej miejscowi rozłożyli straganiki z kolorowymi pamiątkami: czapkami, rękawiczkami, swetrami, pledami i innymi lokalnymi wyrobami. Robiło się coraz ciemniej, zatem trzeba było już wracać. Szliśmy wąskimi uliczkami między bielonymi domami. Gdzieniegdzie pasły się osły i prosiaki. Kupiliśmy jeszcze cukierki z liści koki i zmęczeni wysokością wróciliśmy do autobusu. Była to niewątpliwie ciekawa krajo- i ludoznawcza wycieczka, chociaż angielski naszego przewodnika miejscami trudno było odróżnić od hiszpańskiego.

Do Cuzco dotarliśmy późnym wieczorem, ale miasto nadal tętniło życiem. Wróciliśmy do naszego klasztornego hoteliku, opatrzyłam moje jątrzące się rany po muszkach i zmęczeni zapadliśmy w głęboki sen.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (16)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (2)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2010-08-08 17:11
czytam...czytam i patrzę i ...żal mi będzie zakończyć wędrówkę !
 
mirka66
mirka66 - 2010-08-18 08:59
Zula nie zaluj.Moze kiedys tam pojedziemy.
 
 
Jouka
Joa^Krzul
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 175 komentarzy175 1340 zdjęć1340 1 plik multimedialny1