Geoblog.pl    Jouka    Podróże    Peru. Od turystyki do magii.    Kolejne międzylądowanie...
Zwiń mapę
2008
23
paź

Kolejne międzylądowanie...

 
Chile
Chile, Santiago
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13304 km
 
Kolejnych kilka godzin lotu. Podali kolejne śniadanie. Ustawiłam na monitorku program informujący mnie o parametrach lotu. W zasadzie całą noc mi się to wyświetlało - jakoś lubię mieć choćby namiastkę tego, że kontroluję położenie samolotu i choćby skromne informacje o warunkach atmosferycznych...

W końcu pojawiły się wysokie Andy. Akurat samolot przygotowywał się do lądowania, tak, że lecieliśmy tuż nad samymi szczytami. Śnieg wszędzie leżał. Kapitan poinformował nas, że po prawej stronie zobaczymy najwyższy szczyt Andów Acocanguę. Ale w tamtej chwili jakoś najbardziej chciałam zobaczyć, że już kołujemy na lotnisku...

Nadszedł w końcu upragniony moment i kapitan powitał nas radośnie w Santiago de Chile. Teraz czekał mnie kolejny trudny etap podróży. Przesiadka na lokalne linie LAN, które miały mnie zawieźć do La Sereny. Przebrnęłam więc przez budki ze strażą graniczną, podbili mi paszporcik, oddałam karteczkę z deklaracją, że nie wwożę owoców, nasion itp. i poszłam z tłumem po bagaże.
Na taśmy bagażowe wypuścili policyjne psy, żeby wytropiły narkotykowe przemyty i jakoś od razu mi się milej zrobiło. No ale psy tam były służbowo - wolałam nie zaczepiać :) Wreszcie wjechał na taśmę mój bagaż, porwałam go i poszłam go prześwietlić. Wszycho było ok, więc skierowałam się w kierunku drzwi wyjściowych, gdzie napadła mnie chmara taksówkarzy. Kolejny etap, to znalezienie windy i przemieszczenie się na 3-cie piętro, gdzie miała być odprawa bagażowa na lokalne linie LAN. Dotarłam tam i poczułam się tak zmęczona i wypompowana, że chciałam wyciągnąć śpiworek, zaszyć się gdzieś w kącie i zostać tam już na zawsze :P No ale resztkami sił fizycznych i psychicznych wydrukowałam sobie w automatycznym check-in'e kartę pokładową i poszłam oddać bagaż do jakiegoś miłego pana :)

Następnie jeszcze około 4 godziny czekania na lotnisku i powinniśmy lecieć. Przy okazji coś mnie w pewnym momencie tchnęło, żeby sprawdzić na ekranie po raz kolejny numer gate'a. Słyszałam kilka hiszpańskich komunikatów ze słowem La Serena, jednak żadnego nie powtórzyli po angielsku. Sprawdziłam i okazało się, że zmienili w ostatniej chwili numer bramki. Udało się jednak wsiąść do odpowiedniego samolotu i odbyć ostatni lot tej długaśniej podróży. Lot najkrótszy: ok. pół godziny start, pół godziny lądowania i 15 minut lotu :P Ledwo zdążyli rozdać poczęstunek i pozbierać papierki, a już lądowaliśmy.

Było to przy okazji najgorsze lądowanie, całe w turbulencjach. Pomyślałam, że głupio by było zginąć na ostatnim etapie samolotowej podróży... :P W końcu się udało, co zostało uwiecznione na zdjęciu przez Krzysia, który na tarasie obserwował lądowanie. Mocno ulżyło mi, kiedy stanęłam na ziemi i z uśmiechem od ucha do ucha poszłam po bagaż :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (3)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
zula
zula - 2010-08-07 23:23
piękne zdjęcia - !
 
 
Jouka
Joa^Krzul
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 175 komentarzy175 1340 zdjęć1340 1 plik multimedialny1