Czerwone słonko powoli chowało się za wierzchołkami gór nad horyzontem, a ostatnie promienie padały na białe kopuły teleskopów. Astronomowie w Las Campanas Observatory na pustyni Atakama w Chile powoli szykowali się do pracy. Ja natomiast szykowałam się do odsypiania ponad trzydziestogodzinnej podróży.
Las Campanas Observatory (LCO) jest jednym z obserwatoriów astronomicznych amerykańskiej organizacji Carnegie Institution for Science. Zbudowano je w Andach, na pustyni Atakama, na wysokości około 2300 m n.p.m. Miejsce jest nieprzypadkowe, gdyż właśnie w tym rejonie są najlepsze warunki na świecie do obserwacji nieba - zarówno pod względem ilości pogodnych nocy w roku, jak i najmniejszych turbulencji atmosferycznych. Dzięki staraniom polskiego profesora Bohdana Paczyńskiego, pracującego na Uniwersytecie w Princeton, na terenie tego amerykańskiego obserwatorium wybudowano również teleskop w całości należący do Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Regularne obserwacje prowadzą tu polscy astronomowie, wymieniając się zwykle co trzy tygodnie. Kilka razy w roku do LCO przyjeżdża również Krzul - mój "świeży" mąż ;)
Przebywał tam właśnie owej nocy, kiedy padnięta zasnęłam na kanapce w domku obserwacyjnym moszcząc się w swoim nowym puchatym śpiworku.
I to właściwie tyle ile mogę napisać z tego wieczora, gdyż podróż wykończyła mnie zarówno fizycznie, jak i psychicznie - toż przeraźliwie boję się latać samolotami! A że boję się latać, to właściwie mogę zapomnieć o spaniu. A ileż można nie spać? No ile?!
Dlatego leciałam sama, żeby cały swój czterotygodniowy urlop przeznaczyć na podróż poślubną, a jednocześnie aby Krzul nie musiał się wczesniej zrywać z roboty. Musiał więc być jakiś kompromis - albo lecę z Krzulem i mam tylko dwa tygodnie zwiedzania, albo lecę sama, ale zwiedzamy przez cztery tygodnie. Decyzja była prawie prosta. Teraz zostały mi tylko trzy dni na aklimatyzację i zwalczenie jetlaga, po czym zjedziemy do La Sereny, aby już na serio rozpocząć wielką wyprawę do Peru.