Geoblog.pl    Jouka    Podróże    Tanzania i Kenia. Hakuna matata!    Safari - bezkrwawe łowy
Zwiń mapę
2010
29
wrz

Safari - bezkrwawe łowy

 
Kenia
Kenia, Masai Mara National Reserve
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9656 km
 
Nastawiliśmy budziki na 5:30. Jak na mój gust, to życie w kuchni powinno się już kręcić. Jeśli obsługa chciała zdążyć z przygotowaniem śniadania na 6:00, to powinna już dawno rozkręcać agregat. Znając "błyskawiczne" działanie tubylców agregat powinni odpalić już o 5:00! O godzinie 5:30 cisza… Poczekaliśmy 15 minut, a tu nadal cisza. Zaczęliśmy się zbierać przy latarkach. Kiedy o 6:00 byliśmy gotowi, nagle włączyli światło… O tej porze powinniśmy już jeść śniadanie, a oni się za nie dopiero zabierali! Zdenerwowaliśmy się, bo już wiedzieliśmy, że nici ze zdjęć wschodu słońca nad Masai Mara.

Nasze obawy okazały się słuszne. Przygotowanie prostego śniadania złożonego z omletów, naleśników i herbaty zajęło im ponad pół godziny. Zanim zjedliśmy była już 7:00, czyli dawno po wschodzie. Za takie pieniądze taka wtopa! W Europie byłoby to nie do pomyślenia! Klient płaci – klient ma. Tutaj klient przepłaca, a mimo tego nie ma! Pole pole – hakuna matata!

Wreszcie udało się zapakować do samochodu i przekroczyć bramę rezerwatu. Rano było zimno jak diabli. Nie przewidziałam tego i zmarzłam potwornie w swoich przewiewnych spodniach. Dwie koszulki, dwa polary i chustka na głowie niewiele pomogły. Przy każdym powiewie wiatru wpadającego przez otwarty dach naszego wana trzęsłam się jak osika. Atmosferę rozgrzewały jedynie wszędobylskie zwierzęta różnych gatunków: przy wjeździe do rezerwatu przywitało nas stado zebr, a następnie pojawiły się wielkie stada gazeli Thompsona i impali, które nakryliśmy podczas śniadania. Któraś z nich właśnie odprawiała poranną gimnastykę biegając, skacząc i fikając w tempie tak szybkim, jakby właśnie uciekała przed jakimś niewidzialnym drapieżnikiem. Gdzieniegdzie przechadzały się leniwie antylopy gnu; część z nich leżała jeszcze na trawie budząc się powoli do życia w pierwszych, nieśmiałych promieniach słońca. Na naszej drodze pojawiły się również bawoły. Ciekawe, czy lwy w końcu dopadły tej nocy któregoś z nich…

Dzisiejszego dnia mieliśmy zwiedzać dalsze rejony rezerwatu Masai Mara, pojechaliśmy więc w plener na cały dzień. Zabraliśmy ze sobą lunch, z zamiarem zjedzenia go gdzieś po drodze. Podczas wycieczki odwiedziliśmy również dwie lodge mieszczące się w rezerwacie. W zasadzie tylko tam można było skorzystać z toalety. Przy okazji zobaczyliśmy jak mieszkają ludzie, których stać na zapłacenie 600 dolarów za noc. Otóż mieszka im się całkiem wygodnie i luksusowo, a jedną z największych atrakcji tych obiektów jest umiejscowienie ich przy wodopoju, do którego przez całą dobę przychodzą zwierzęta. Goście mogą je całymi godzinami podglądać, a do celów wygodnej obserwacji wybudowano dla klientów specjalną zadaszoną wieżyczkę widokową z zamykanymi oknami, żeby wiatr przypadkiem w oczy nie wiał, kiedy będą patrzeć. W wieżyczce barman serwuje drinki, które popijają obserwatorzy kontemplując widoki. Ustawiono tam nawet specjalną tablicę, na której goście mogą notować ile i jakich zwierząt zaobserwowali: tej nocy było między innymi 5 hipciów, 4 żyrafy, 2 słonie i mnóstwo ptaków wszelakich.

Na tyłach hotelu mieścił się rozległy park z równo przystrzyżoną zieloną trawką, po której przechadzali się "dla klimatu" czerwoni etatowi wojownicy masajscy w pełnym ozdobnym rynsztunku. Samochody bogatych turystów również były "wyposażone" w obowiązkowego Masaja, który dodawał przejażdżce swoistej egzotyki. Być może i w samolotach, którymi goście byli dowożeni do lodgy kursował ozdobny tubylec. Tymi samolotami można było również odbyć safari z lotu ptaka. Osobiście nie widzę za bardzo sensu oglądania parku z samolotu oprócz dni, kiedy ma miejsce wielka migracja. Wtedy z góry najlepiej widać niesamowite ilości antylop i zebr, które przemierzają setki kilometrów, aby dojść do sąsiedniego parku Serengeti w Tanzanii. Wędrują na świeże pastwiska, a po kilku miesiącach wracają, kiedy w Serengeti zaczyna brakować pożywienia, a Masai Mara odżywa. Wielka migracja to raj dla drapieżników – szczególnie dla krokodyli czyhających w rzece Mara, którą antylopy muszą za każdym razem przebyć. Gadom obiad sam wskakuje do paszcz!

Jechaliśmy długo, aż naszym oczom ukazały się rozległe płaskie tereny pokryte żółtą trawą, w której kryło się stadko hien. Jedna wyszła do połowy utaplana w błocie. Niby ssaki, niby futerkowe, a jednak jakoś nie można o nich powiedzieć, że są piękne. Jest w nich coś odrzucającego. Może zwichrzone futro o nieokreślonym ubarwieniu, może przykrótkie tylne łapy, które wymuszają na nich postawę przygarbioną, a może sama świadomość stylu życia pożeracza resztek zwłok i złodzieja upolowanych przez inne zwierzęta zdobyczy?

Po drugiej stronie drogi w trawie pomykały dwa guźce – zwierzęta, z którymi mieliśmy już bliski kontakt w wiosce Saadani. Biegły w żółte trawy ze sterczącymi w górze ogonkami – dokładnie jak Pumba z "Króla lwa". Następnie przejechaliśmy przez tereny, gdzie trwała jeszcze wielka migracja. Tysiące gnu pasło się na ogromnym terenie wzdłuż rzeki Mara – to część szczęściarzy, którym udało się przebyć wartki strumień nie stając się przy tym posiłkiem dla krokodyli.

Jadąc wzdłuż rzeki dotarliśmy do stadka hipciów moczących się po uszy w wodzie. Co chwilę któryś z nich wydawał z siebie donośne prychnięcie. Zanurzały się i wynurzały, wystawiając na powierzchnię tylko uszy, oczy i nos, prychając przy tym na zmianę. Hipopotam to jedno z najbardziej niebezpiecznych zwierząt na świecie – szczególnie wtedy, kiedy stanie się mu na drodze do zbiornika wodnego, który sobie upatrzył. Trudno w to uwierzyć patrząc na te leniwe, wielkie stworki. Wydaje się, że oprócz prychania nic im się robić nie chce. Jednak bywają bardzo agresywne i mimo swojej ogromnej masy potrafią biec na lądzie z szybkością ponad 40 kilometrów na godzinę!

W tej samej rzece, kilkaset metrów dalej wypatrzyliśmy wielgachnego krokodyla. Leżał na brzegu nieruchomo i grzejąc się na słońcu trawił powoli niedawno pożarte antylopy. Krokodyle nie zbliżają się do hipopotamów, gdyż te potrafią sobie z gadami poradzić – tym bardziej, jeśli obok siebie mają młode, które trzeba ochronić.

Po obejrzeniu zwierząt wodnych ruszyliśmy w kierunku stadka żyraf okupujących właśnie kolczastą akację. Na nasz widok uniosły głowy na swej długaśnej szyi i znieruchomiały ze zdziwionym wyrazem pyska. Po chwili przyzwyczaiły się do naszej obecności i w spokoju powróciły do wyskubywania listków spośród kolców drzewka. Jęzor żyrafy ma około 45 centymetrów długości i jest niesamowicie giętki, co pozwala im precyzyjnie lawirować pomiędzy gęsto osadzonymi kolcami ich ulubionych akacji. Żyrafa to bardzo osobliwe zjawisko na afrykańskiej sawannie. Porusza się dostojnie, jakby chciała podkreślić, że nikt jej nie podskoczy. Tak naprawdę, to rzeczywiście niewielu ma wrogów. Podobno tylko lwy są w stanie upolować żyrafę, grupowo i tylko wtedy, kiedy pije wodę i musi przyklęknąć lub szeroko rozstawić przednie nogi, a głowa znajduje się na wysokości dostępnej lwom. Poza tym przypadkiem raczej nikt nie śmie zaczepiać Jej Wysokości Żyrafy.

Króla lwa widzieliśmy również. I to w chwili intymnej z mocno zaprzyjaźnioną lwiczką. Miziali się w odosobnionym miejscu, w wysokiej trawie koloru jego bujnej grzywy. Kierowca podjechał tak blisko, że mogłam dostrzec nieco zrytą sierść na nosie samca – to pewnie pozostałość po jakichś walkach. Parka nic sobie nie robiła z naszej bliskiej obecności. Lew zerknął tylko na nas spode łba – nie okazał strachu – przecież był królem!

Spotkań z lwami było kilka, lecz w pamięci zostanie mi szczególnie pewne spotkanie z młodą lwicą. Któregoś razu nasz kierowca wycofał samochód w krzaki. W pierwszej chwili myślałam, że mu manewr nawrotki nie wyszedł, jednak za chwilkę zauważyłam, że pod krzakiem, tuż obok kół naszego samochodu leży młoda lwica i wpatruje się w nas wielkimi, pięknymi oczyskami, z czujnością nadstawiając włochate uszy. Była śliczna! Jej kocia mimika i spojrzenie wyrażały niepokój obecnością intruzów, jednak po chwili, widząc, że nic złego się nie dzieje położyła głowę na ziemi nadal nie spuszczając z nas wzroku. Wydawało się, że w jej oczach dostrzegamy odbicie samochodu i naszych postaci wystających z dachu… Włączyłam kamerę i nie kontrolując za bardzo co nagrywam zapatrzyłam się w ten uroczy koci pyszczek… Koci pyszczek natomiast wpatrywał się we mnie. Było to chyba najbardziej magiczne spotkanie z dzikim zwierzęciem jakie mieliśmy na tym safari!

Następnie nadszedł czas na spotkanie z małym stadkiem słoni. Staliśmy na drodze, kiedy stado powolnym, rozbujanym krokiem zmierzało w naszym kierunku. Podeszło na odległość na tyle bliską, aby sprawdzić cośmy za jedni, ale jednocześnie na tyle daleką, żeby nie stwarzać małemu zagrożenia. Przez kilka minut lustrowaliśmy się wzajemnie, po czym słonie zawróciły i odeszły w głąb sawanny, ku odległym żyrafom.

Zbliżała się powoli godzina, o której powinniśmy kierować się w stronę bramy rezerwatu. Wszyscy musieli opuścić Masai Mara do 18:30, dlatego już o godzinie 18:00 ustawiała się pod bramą kolejka samochodów gotowa do wyjazdu. Droga powrotna również nie była bezowocna. Samuel dostał informację przez radio, że niedaleko nas mamy geparda. Steve docisnął gaz do podłogi i wyrwaliśmy do przodu po dziurawych drogach rezerwatu. Zarzucało mną po całym tyle samochodu, kiedy Steve manewrował po koleinach, jednak co tam, przecież jedziemy do geparda! Najwyżej dotrę tam z kilkoma siniakami i guzami. Już z daleka zauważyliśmy zbiorowisko samochodów – to znak, że tam dzieje się coś ciekawego. Trzeba się spieszyć, zanim zwierzę postanowi sobie pójść. Trzeba zająć dobre miejsce widokowe. Wreszcie dotarliśmy. Kierowca zaparkował samochód i wyłączył silnik. Tuż przed nami, na niewielkim wzniesieniu leżała gepardzica z młodym! Z coraz większym niepokojem obserwowała wciąż przybywające samochody. Bała się o swoje kociątko – ostatnie, które jej zostało z tego miotu. Gepardzice samotnie opiekują się młodymi, które często narażone są na ataki ze strony innych zwierząt, czasem nawet innych gepardów – samców. Chroni je jak może, lecz kiedy poluje kociątka zdane są na łaskę i niełaskę otoczenia. W ostateczności przeżywa niecałe 10% małych gepardów – reszta głównie pada ofiarą ataków drapieżników takich jak lwy lub hieny.

Gepard jest kotem wyjątkowym pod wieloma względami. Przede wszystkim jest najszybszym zwierzęciem na lądzie. Osiąga prędkość do 120 kilometrów na godzinę, jednak może tak biec tylko na krótkich dystansach – kilkaset metrów. Jeśli po minucie gonitwy za ofiarą nie uda mu się jej upolować, wtedy rezygnuje. Jako jedyny z kotowatych nie chowa pazurów, dzięki czemu ma mocniejsze odbicie w trakcie biegu – pazury w tym przypadku działają jak korki w butach piłkarzy. Poza tym jest jedynym wielkim kotem, który nie ryczy, za to potrafi ćwierkać, szczekać, miauczeć, mruczeć…

"Nasz" gepard nie wydawał żadnych odgłosów, za to czujnie nasłuchiwał dźwięki otoczenia. Byle hałas powodował, że nerwowo odwracał się do jego źródła. Widać było, że samica czuje się zaniepokojona taką ilością samochodów. Jednak kiedy po dłuższej chwili przekonała się, że nic jej nie grozi, wyluzowała się nieco i nawet zaczęła się tarzać jak mały kotek. W końcu podniosła się. Teraz dopiero można było zauważyć jak mały ma łebek w porównaniu do sylwetki. Podniósł się i kociak. Po chwili zwierzęta ruszyły w naszym kierunku, co Amerykanki w sąsiednim samochodzie zaczęły piskliwie komentować "Oh, my God! She’s coming, she’s coming!"… Wszelkie okrzyki i piski w obecności zwierząt pozostawię bez komentarza.

Gepardzica przeszła dumnie obok naszego samochodu. Za nią truchcikiem podążał kociak. Od łebka do karku miał jeszcze szarawą zmierzwioną czuprynkę, która nieco zakrywała gepardzie ciapki. Trzymał się mamy, a mama ciągle oglądała się za nim, czy nadąża. Tak przespacerowały slalomem wokół zgromadzonych tłumnie samochodów, przeszły strumyk i poszły wyjeżdżoną drogą gdzieś daleko przed siebie. Wtedy dopiero wszyscy kierowcy odpalili silniki samochodów i zaczęli wyjeżdżać (niektórzy próbowali ją nawet gonić!) – i czar prysł.

Powoli zbliżała się godzina 18:00, w związku z tym Steve skierował się do wyjazdu. Mimo jedenastogodzinnej jazdy samochodem po wertepach i tropienia zwierzyny po krzakach jakoś z żalem opuszczałam to miejsce. Wcale nie miałam dość! Słońce powoli zachodziło i pewnie o tej porze można by było zaobserwować wiele ciekawych akcji łowieckich, niczym z przyrodniczego programu Nat Geo Wild… Jednak przepisy przepisami – nawet w Afryce. Te najbardziej rygorystyczne są właśnie w ścisłych rezerwatach i dotyczą turystów.

Niesamowity był to dzień. Około południa udało się wysiąść z samochodu na lunch. Jakimś dziwnym trafem wszystkie samochody jednocześnie znalazły się na wielkim, płaskim terenie, na którym sterczały gdzieniegdzie pojedyncze drzewa, aby pasażerowie mogli wysiąść i spałaszować drugie śniadanie. Znaleźliśmy małe drzewko, które mimo wszystko dawało nieco cienia, rozłożyliśmy kocyk i obserwując cztery strony świata, czy nie zbliża się jakiś zwierz zjedliśmy nasz prowiant.

Całe szczęście, że w rezerwacie były te luksusowe lodge – dzięki temu była tam toaleta. Niedobrze się działo, kiedy człowieka przycisnęło gdzieś w środku królestwa zwierząt, gdzie nie wolno wyjść z samochodu. Pewnej chwili zamarzyłam o jakimś krzaczku. Odruchowo zaczęłam szukać dogodnej kryjówki. Raz myślę sobie "O, idealne miejsce…", a tam zza krzaków wyłaniają się dwa wielkie samce bawołów. Innym razem spodobał mi się krzaczek niedaleko rzeki… ale okazało się, że już jest zajęty przez lwicę. I nie wiem jak bym przeżyła kilka kolejnych godzin telepania pęcherza na wybojach, gdyby nie możliwość skorzystania z darmowej toalety w lodgy za 600 dolarów…

Dzień zakończyliśmy kolacją w naszym obozie poza rezerwatem. Przewodnicy w dwóch językach upomnieli przy nas załogę, że jutro śniadanie naprawdę ma być o 6:00. Młody chłopak o miłej aparycji (chyba główny dowodzący) niemrawo obiecał, że będzie o 6:00, jednak jego zapewnienie było tak mało entuzjastyczne, że woleliśmy do końca nie wierzyć w te masajskie obietnice.

Zanim przyjechaliśmy do Masaj Mara wiele osób mówiło nam, że skoro tam jedziemy, to na pewno nie będziemy rozczarowani. Mieli rację! Zwierząt było całe mnóstwo. Do Wielkiej Piątki zabrakło nam tylko lamparta i nosorożca, mimo, że tego pierwszego próbowaliśmy tropić każdego dnia wpatrując się namiętnie w okoliczne drzewa i krzaki. Jednak "zdobycie" Wielkiej Piątki nie było naszym głównym celem, więc nie wyjechaliśmy stamtąd rozczarowani. Zobaczenie na wolności tylu dzikich zwierząt z bliska to przeżycie nie porównywalne z niczym innym! Prawdziwe National Geographic na żywo! Szkoda tylko, że równie często jak zwierzęta spotykaliśmy samochody z innymi turystami…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (64)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (4)
DODAJ KOMENTARZ
dinus
dinus - 2011-02-03 22:04
Bombowe zdjecia, nie wspominajac o opisie:) Fajnie wrocic wspomnieniami do tego pieknego kraju.Pozdrawiamy Slawek i Iwona.
 
Jouka
Jouka - 2011-02-05 18:32
Dziękuję za słowa uznania :) Rzeczywiście miło się wspomina, dlatego staram się pisać dużo, aby nigdy nie zapomnieć żadnego szczegółu z tych wypraw! Pozdrawiam! :)
 
mirka66
mirka66 - 2011-05-16 09:42
Pieknie.Uwielbiam obcowac z natura,a zwlaszcza z taka.
 
Jouka
Jouka - 2011-05-18 16:27
Wrażenia naprawdę niezapomniane!
 
 
Jouka
Joa^Krzul
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 175 komentarzy175 1340 zdjęć1340 1 plik multimedialny1