Lot AeroFlotem przebiegał dość gładko, z tym, że tym razem lecieliśmy około trzech godzin dłużej niż do Pekinu. Jedzenie znowu okropne – jakieś żyłowate mięcho w sosie. Stewardessy - jak przekupki z targu miejskiego, z przepaloną blond czupryną i odpustowym makijażem - drażniły nas tym, że zawzięcie mówiły do nas po rosyjsku, mimo, że my odpowiadaliśmy im po angielsku. Raz tylko jedna poprawiła się, kiedy po jej wypowiedzi zobaczyła mój bezrozumny, wetknięty w nią wzrok… I tak miałam wrażenie, że poprawiła się z lekką złością: no jak to? Polacy i nie mówią po rosyjsku?! Nie może być!