Czekamy na samolot do Limy. Znowu kilka godzin w powietrzu. Wiem, że się powtarzam, ale najgorsze w podróżach jest to latanie. Jestem zwierzęciem lądowym, względnie lekko wodnym, a w powietrzu czuję się - delikatnie mówiąc - jakby niepewnie. Jednak pęd do zwiedzenia świata jest tak wielki, że zgadzam się dobrowolnie na mordęgę w powietrzu, byle tylko zobaczyć inną kulturę, inny świat. Wszystkimi zmysłami doświadczyć klimatu, ludzi, wszystkich plusów i minusów ich życia. Poczuć co mnie wkurza, a co zachwyca.
Potem, po powrocie do kraju z rozrzewnieniem wspominać wszystkie wrażenia, niedogodności i strachy podróży, a następnie znów marzyć o kolejnej tułaczce w nieznane.
Ot, taki zapętlony nałóg.