Pierwszy dzień konferencji. Na szczęście zaczynała się ona od godziny 14:00, więc mieliśmy trochę czasu, żeby gdzieś poszwendać się razem z Krzulem, co dało mi zaprawę w poruszaniu się po Paryżu. Chociaż tak czy siak nie ma lepszej zaprawy, dopóki człowiek sam nie będzie musiał się gdzieś dostać i sam nie będzie musiał skorzystać z mapy i wszelkich kierunkowskazów.
Jako pierwszy cel obraliśmy Ogród Luksemburski, do którego można dojść mijając Obserwatorium Paryskie, gdzie miała się odbyć Krzulowa konferencja. Szliśmy spory kawał drogi, aż Dzidek nam się pospał. Porę Piotrusiowej drzemki trzeba było wykorzystać na odsapnięcie gdzieś na ławce, ponieważ przytomny Piotrek nie pozwoli już posiedzieć. Aby dotrwać do wieczora należało się zatrzymywać jedynie na pory jego posiłków i drzemek, w przeciwnym razie wrzask i próba ucieczki wykończyłyby każdego. Tak dotrwaliśmy do czasu, w którym Krzul musiał nas opuścić. Piotrek dał mi jeszcze posiedzieć chwilę, a w międzyczasie zostałam zagadana przez jakąś młodą Murzynkę, która siedziała na sąsiedniej ławce. Zagadała coś po francusku, a że się ze mną nie dogadała, to postanowiła zamienić słów parę w jakimś ludzkim języku angielskim. Na końcu usłyszałam serię miłych życzeń i po ogłoszeniu "God bless you" pożegnała się i poszła w swoja stronę. Trochę zbita z tropu siedziałam na tej ławce szukając w myślach słów, którymi mogłabym jej odpowiedzieć, a tu pustka! Nie byłam przygotowana na zasypanie mnie tymi wszystkimi błogosławieństwami. Tacy są Francuzi?
Z zamyślenia wyrwał mnie budzący się Dzidek. Pokopał nóżkami, poprzeciągał się jak kot i nagle zza zasłonki z zielonej flanelki wysunęła się uśmiechnięta, zaspana Piotrusiowa buźka badająca z zaciekawieniem nowe otoczenie. Jouka, koniec odpoczynku, czas na obiad! Na szczęście bateria słoiczków w koszyku ułatwiła sprawę i już niedługo wypoczęty i najedzony Dzidek, za sprawą pchającej jego wózek matki, zwiedzał Ogród Luksemburski.
A w ogrodzie – tłumy. Młodsi oblegali trawniki, a starsi metalowe krzesełka, których było tam pod dostatkiem. Krzesła zamiast ławek – świetny wynalazek – człowiek nie musi z nikim dzielić siedzenia, a i może się wyalienować od niechcianego towarzystwa, zabrać swoje krzesełko i ustawić go w odpowiednim dla siebie miejscu, twarzą do słońca, lub wręcz przeciwnie – gdzieś w cieniu.
Natomiast z trawnikami w Paryżu sprawa jest ciekawa. Powszechne jest piknikowanie w różnych miejscach, jednak okazuje się, że nie na każdym trawniku w tej samej części parku można w danej chwili odpoczywać. Kiedy po raz pierwszy byłam w Paryżu wraz z grupą przyjaciół, któregoś razu szukaliśmy miejsca, gdzie można się rozsiąść z winem i serami. Park pełen był biesiadującej młodzieży ciasno upchniętej na dwóch pasach zielonej trawki. Kolejne dwa pasy obok były zupełnie puste. Uradowani, że jest dla nas mnóstwo miejsca rozłożyliśmy się szeroko i poczęliśmy zajadać bagietki, śmierdzące sery i zapijać całkiem niezłym winem z plastikowego baniaczka, kiedy to podszedł do nas strażnik i wygonił nas z zielonego pustego zakątka na ten zaludniony do granic możliwości… Innym razem byliśmy świadkami, jak na gwizdek strażnika cała młodzież z jednej części trawnika, przenosiła się na sąsiedni pas zieleni, tuż za alejką spacerową. Ja rozumiem dbanie o zieleń, ale dlaczego zmiana wygniatania trawy następuje w środku dnia?
Tym razem nie szukałam jednak trawnika, ani nawet krzesełka. Obeszliśmy dookoła wielką fontannę i przyglądaliśmy się jak dzieci i dorośli puszczają małe żaglóweczki po sporym akwenie. Turyści zwiedzali, Paryżanie odpoczywali, młode pary przychodziły na sesje zdjęciowe… Słońce prażyło, kwiaty kwitły, ptaszki śpiewały… Paryska sielanka!
Kiedy zbliżała się już ostatnia godzina Krzulowych zajęć podjechaliśmy do pobliskiego małego ogrodu obok obserwatorium i tam czekaliśmy na Krzula bawiąc się piłką z dwoma małymi Francuzkami. Niestety przegoniła nas stamtąd nagła burza z ulewą i dalsze oczekiwanie musiało odbyć się już w budynku obserwatorium, gdzie mały Piotruś edukował się w dziedzinie astronomii studiując gwiazdozbiory na wielkiej ścianie oblepionej rozgwieżdżoną fototapetą.