Geoblog.pl    Jouka    Podróże    Chiny. Zaćmienie nie z tej ziemi!    Wielka Tama Trzech Przełomów
Zwiń mapę
2009
23
lip

Wielka Tama Trzech Przełomów

 
Chiny
Chiny, Yichang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 9467 km
 
Śniadanie tego dnia było o wściekłej porze ze względu na ostatni dzień rejsu i wysiadkę. O godzinie 7:00 zwlokłam się do restauracji w stanie jeszcze mocno śniętym. Dzisiaj musieliśmy jeszcze zdążyć zobaczyć słynną wielką Tamę Trzech Przełomów, więc tuż po śniadaniu zebraliśmy się w grupki i wyruszyliśmy autobusami w stronę tamy. W autokarze zajęliśmy jedne z pierwszych miejsc – tuż przy przewodniczce – aby lepiej słyszeć opowieści. Kiedy ruszyliśmy, przewodniczka huknęła do nas wszystkich… przez megafon i tradycyjnie powtarzała ten sam tekst po angielsku i chińsku, co w tym drugim przypadku wyjątkowo świdrująco dało nam się we znaki.

Wejście na teren tamy odbywało się z wyższymi standardami bezpieczeństwa. Prześwietlaliśmy plecaczki, a wszędzie stało mnóstwo pilnowaczy. Zanim zaczęliśmy oglądać okoliczne krajobrazy, przewodniczka rozstawiła na długiej ławce harmonijkowo złożone zdjęcie satelitarne przedstawiające całą rzekę Jangcy, ze szczególnym uwzględnieniem szeroko zalanych terenów, z których kiedyś wysiedlono ponad milion ludzi. Tuż za ogrodzeniem widzieliśmy fragment rozlewiska na żywo.

Chiny słyną w świecie z ogromnych przedsięwzięć budowanych siłą ludzkich mięśni. Był Wielki Mur, Terakotowa Armia, Wielki Kanał i kolej na trasie Pekin-Lhasa. Obecnie władze wpadły na pomysł, aby rozwijającą się błyskawicznie gospodarkę Chin podkreślić poprzez wybudowanie największej na świecie elektrowni wodnej. W 1993 roku na rzece Jangcy – trzeciej najdłuższej rzece świata po Amazonce i Nilu – rozpoczęto budowę Wielkiej Tamy, którą ukończono po około 14 latach. Długa na 2335 metrów i wysoka na 182 metry tama o 26 turbinach jest w stanie przepuścić 116 tysięcy metrów sześciennych wody na sekundę!

Tama od początku wzbudzała tyle zachwytów, co i kontrowersji. Argumentem ZA jest między innymi to, że ma zapewnić energię elektryczną dla sporej części Chin, co przysłuży się ochronie środowiska; wszak elektrownia wodna nie emituje do powietrza szkodliwych odpadów generowanych przez elektrownie, w których głównym czynnikiem energotwórczym jest węgiel. Przeciw tamie, natomiast, przemawia między innymi całkowita zmiana terenów okołorzecznych – szczególnie w niższych partiach koryta. Stworzenie ogromnego sztucznego zbiornika ze stojącą wodą może mieć poza tym niebagatelne skutki dla biosystemu, a nawet może spowodować trzęsienia ziemi, ponieważ tamę wybudowano na terenie sejsmicznie aktywnym. Być może pod wodą znajdą się Trzy Przełomy Jangcy, które wczoraj podziwialiśmy – zresztą na zboczach skał już widać było spore ślady po wahaniach poziomu wody. Do tego ponad milion ludzi przesiedlono, a niezliczoną ilość zabytków i wykopalisk archeologicznych zalano bezpowrotnie. Na zalanie "czeka" jeszcze mnóstwo miast i miasteczek mijanych po drodze w czasie rejsu. Wszelkie osady ludzkie na wybrzeżach Jangcy wyglądały na bezludne i może faktycznie już od dawna nie były zamieszkane. Chińczycy usiłują pokazać swą potęgę ujarzmiając przyrodę. Przyszłość pokaże czy im się to udało, bo jeśli nie – skutki mogą być katastrofalne.

Obserwowaliśmy ten ogromny teren, na którym szeroko rozlała się rzeka i wielką Tamę Trzech Przełomów, na której jadący autobus wyglądał jak mała mróweczka. Zastanawialiśmy się co też z tego wszystkiego wyniknie. Czy ta przyroda, którą podziwialiśmy przez dwa poprzednie dni przetrwa, czy może siły natury zbuntują się przeciwko próbie ujarzmienia i pogrążą okolice Jangcy w totalnym chaosie?

W jazgocie megafonu wróciliśmy na statek. Musieliśmy się szybko spakować, bo niedługo koniec rejsu, koniec rzecznej przygody i koniec luksusów. Spakowani pasażerowie stawili się w głównym holu przy wyjściu i czekali, aż padnie hasło do wyjścia na ląd. Hasło padło i ludziska wraz z bagażami opuścili wielki statek "Blue Whale". Tłumy z walizkami, torbami, tobołami i dzieciskami ruszyły pod górę przez bambusowy lasek ku ulicy. Na nas czekał samochód, który dowieźć nas miał do miasta Yichang, skąd odjeżdżał autobus do Wuhan – kolejnego celu naszej podróży.

Zdziwiliśmy się, kiedy kierowca zatrzymał się na poboczu jednej z mało ruchliwych ulic i wskazał, że stąd będzie odjeżdżał autobus. Nie wyglądało to na przystanek autobusowy, jednak zaufaliśmy, odebraliśmy bilety i wsiedliśmy do czegoś, co tam akurat podjechało. Przy pomocy jednego z plecakowców znającego język chiński potwierdziliśmy zgodność kierunku autobusu z naszymi preferencjami. Na odjazd należało poczekać jeszcze około godziny. W końcu ruszyliśmy, ujechaliśmy wzdłuż jakiegoś płotu kilometr, żeby zatrzymać się na jakimś placyku w budowie i stać kolejne pół godziny. W międzyczasie schodzili się nowi pasażerowie. Zapakowała się również do autobusu kobieta z dzieckiem w wieku przedszkolnym, które właśnie postanowiło zjeść obiadek. Obiadkiem była wielka, wysoka puszka wypełniona kawałkami mięsa w płynnym sosie (na wzór kocich karm ;P). Wielkość puszki nie była przystosowana do małej rączki, nie mówiąc już o wadze dania. Jednak matka stwierdziła, że dzieciak sobie poradzi (albo nie wpadła na to, że może sobie nie poradzić) i dała nieporadnemu malcowi tą wielką puchę do ręki. Z góry było wiadomo, że chłopaczek nie da temu rady i tylko czekałam, aż mu ta puszka wyleci z chwiejnej małej rączki. Nie minęła minuta od tej myśli i cała puszka wraz z zawartością znalazła się na podłodze rozlewając się szeroką plamą na sporym obszarze. Pomagier kierowcy mopem starł mięsną breję burcząc coś pod nosem, a mamuśka skombinowała synalowi kolejne danie.

Przy okazji na postoju nawdychałam się nikotynowego dymu, bo kierowca i jego kumple nie zważali na to czy palą na zewnątrz, czy w autobusie. W całych Chinach kierowcy i pasażerowie autobusów nic sobie nie robią z tego, czy przeszkadzają paleniem innym. Kto ma ochotę zapalić, to po prostu pali. Nieraz musiałam się dusić w takiej kotłowni na kółkach. Nie istnieje zakaz palenia w miejscach publicznych, chyba, że coś by przez to miało wybuchnąć…

W końcu po długim czasie oczekiwania wyjechaliśmy z tej mieściny wyglądającej jak jeden wielki plac budowy. Podróż miała trwać około czterech godzin, jednak z niewiadomych przyczyn i przystanków w dziwnych miejscach jechaliśmy sześć. Z ciekawostek podróżnych wart wspomnienia jest zadziwiający zegarek elektroniczny zamontowany w autobusie, wskazujący godzinę na przykład 13:94. Po sprawdzeniu rzeczywistej godziny, okazywało się, że wszystko się zgadza i po przeliczeniu minut jest godzina 14:34. Chyba, że to był czysty przypadek… Dziwaczny chiński wynalazek, albo zepsuty chiński wynalazek. Nie wiem jak mam się do tego odnieść.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (11)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
Jouka
Joa^Krzul
zwiedziła 6.5% świata (13 państw)
Zasoby: 129 wpisów129 175 komentarzy175 1340 zdjęć1340 1 plik multimedialny1